środa, 14 stycznia 2009

konie

Nie wiem, czy to sosny nad jeziorem czeszą konie, czy konie czeszą się sosnami. Nie widziałem. Ale widziałem zaplątane w gałęziach włosy, wytartą korę, stratowane igły i śnieg. Chwilę potem, cicho tupiąc, wąchały mnie przez ścianę, zamknięte wrota. Ostrożnie.

chodzenie

Przypominało małą lunetę, w sam raz do noszenia w kieszeni, rękawie albo pod czapką. Kiedy stawiała stopę na początkowych centymetrach drogi przykładała to do oka. Droga zaczynała się skręcać i wywijać. Oczywiście za każdym razem prowadziła w zupełnie inne miejsca. Czasami trzeba było nawet iść głową w dół, gubiąc stare cukierki i kawałki agatów. Była bardzo zadowolona z tego przedmiotu.

sójka

- Powiedz- sójka przekrzywiła głowę, w jej oczach widać było zaciekawienie- To twoje tropy? Dlaczego nie jesteś bosy?
- Śnieg mnie ziębi, gałęzie kaleczą, nie mógłbym przejść na drugi koniec lasu.
- A musisz?
- Jestem za daleko, żeby zostać. Drogi powrotnej nie znam.
- Odwróć się po prostu i idź po śladach.
- Chciałem tak zrobić, ale stopy nie pasują do tego, co odcisnęły.
- Podobno Ziemia jest okrągła. Idź cały czas prosto, w końcu wrócisz do pierwszego końca lasu.
- Wtedy i tak będzie on drugim. Musiałbym zresztą przejść przez Ocean, a tego nie potrafię.
Przeleciała na wyższą gałąź. Podskoczyła kilka razy niezdecydowana.
- A jeśli poproszę cię o przyniesienie żołędzi, które schowałam pod korą na drugim końcu?
- Dlaczego sama ich nie przyniesiesz? Lecąc nie zostawiasz śladów, będzie ci łatwiej wrócić.
- To nie tak. Muskam gałązki, strzepuję śnieg, czasami gubię pióra.
- Mam wrażenie, że chcesz mnie po prostu zatrzymać.
- Ja? Widziałeś kiedyś gadającą sójkę?